Elbrus zdobyty!
Flaga MONARU załopotała na najwyższym szczycie Kaukazu. W składzie ekspedycji, która wyjechała z Polski 1 lipca, znaleźli się Marek Goworek, terapeuta z naszego ośrodka w Rożnowicach 34 i Wojciech Fijałkowski, kierownik ośrodka w Graczach i wiceprzewodniczący Zarządu Głównego MONARU. A oto relacja Wojtka, który 9 lipca dotarł na szczyt:
Wyprawa trwała od 1 do 14 lipca. Najpierw jechaliśmy trzy i pół doby przez tereny Ukrainy i Rosji. W górach byłem od 5 do 10 lipca. Marek z powodu złego samopoczucia zszedł na dół 7 lipca, ja kontynuowałem wyprawę. We wtorek 9 lipca 2013 r. o godzinie 9.00 czasu polskiego stanąłem na szczycie Elbrusa (5 642 m n.p.m.) z flagami MONARU.
Elbrus to góra mało wymagająca technicznie, jednakże wcale nie łatwa, przed wejściem potrzeba było trzech – czterech dni dni porządnej aklimatyzacji. Pierwszą noc spędziliśmy na biwaku w namiocie na wysokości 3 900 m n.p.m., po czym ruszyliśmy aklimatyzacyjnie na wysokość 4 200 m n.p.m.
Po naszym powrocie przyszła burza, jednak pierwsza noc była w miarę spokojna. Drugiego dnia przenieśliśmy obóz na 4 230 m, w okolice schronu Prijut 11, po czym udałem się (już bez Marka) aklimatyzacyjnie na 4 800 m n.p.m. Przeżyliśmy bardzo trudną noc: burza, śnieg. Do godziny trzeciej nad ranem bardzo wiało, więc właściwie nie spaliśmy.
Trzeciego dnia Marek zszedł na dół, a ja przeniosłem namiot na wysokość 4 400 m n.p.m., na skały nazywane przez tubylców Dupą Słonia. Po posiłku poszedłem aklimatyzacyjnie na wysokość 5 000 m. Noc była spokojniejsza, ale nie obyło się bez silnego wiatru. Następnego dnia odpoczywałem, topiłem dużo śniegu na picie i jadłem. W nocy, około trzeciej nad ranem, wyruszyłem w stronę szczytu. Na górze bylem około godziny dziewiątej i spędziłem tam blisko 30 minut. Przyszła śnieżyca i musiałem schodzić.
W namiocie byłem z powrotem około godz. 13-14. Zjadłem, przespałem się. Noc była spokojna i rano, po zjedzeniu śniadania (te grzanki to było ostatnie śniadanie), zlikwidowałem obóz i zszedłem na dół do miejscowości Terskol, gdzie czekał na mnie Marek. Po nocy spędzonej w hostelu, następnego dnia, tzn. 11 lipca, rozpoczęliśmy podróż do Polski, która zakończyła się 14 lipca o godzinie 22.00.
Było super, bardzo się cieszę, że flaga MONARU mogła być tak wysoko. Już planuję następną wyprawę, ale moja córka się nie zgadza… Pozdrawiam wszystkich, którzy trzymali za nas kciuki!
Wojciech Fijałkowski
GALERIA ZDJĘĆ Z WYPRAWY