DROP-IN KRAKOWSKA 19 W OKRESIE EPIDEMII
Zachęcamy do zapoznania się z relacją Grzegorza Wodowskiego na temat trybu działania monarowskiego Drop-in’u przy ul. Krakowskiej 19 w Krakowie, którym kieruje:
Drzwi wejściowe do Drop-in są tylko częściowo zamknięte. Szczęśliwym trafem znajduje się w nich okienko, z którego korzystamy niczym apteka podczas nocnego dyżuru. Przed laty rzeczywiście mieściła się tu apteka. Okienko pełni rolę komunikatora: wydajemy przez nie igły, strzykawki i pozostałe materiały redukcji szkód, również ciepłe napoje i gorące posiłki. A przede wszystkim rozmawiamy z klientami. Na martwej ulicy Krakowskiej, mimo że to centrum Kazimierza, jesteśmy jednym z nielicznych czynnych przybytków – mówi Grzegorz i dodaje:
Od paru dni wydajemy klientom zupełnie nowy asortyment: oprócz tego, co zwykle mogą zaopatrzyć się u nas specjalne zestawy złożone z maseczki ochronnej, pary rękawiczek lateksowych i 100-mililitrowego pojemniczka z środkiem do dezynfekcji rąk. Przy okazji otrzymują również pakiet informacji na temat zabezpieczania się przed zakażeniem koronawirusem, rozpoznawania zakażenia i trybu postępowania w jego przypadku.
Wymiana wtórna działa jak nigdy dotąd. Niektórzy klienci od zawsze zaopatrywali swoich znajomych w sprzęt iniekcyjny otrzymany w Drop-in. Teraz robi to niemal każdy. Nie zapominają też o przynoszeniu pojemników ze skażonym sprzętem. Staramy się w tych dniach wydawać tyle igieł i strzykawek klientom, aby nie musieli codziennie biegać po mieście i narażać się na zakażenie. Na stronie internetowej zamieściliśmy ogłoszenie, że tym którzy nie mogą lub nie chcą do nas dotrzeć – przywieziemy pod drzwi zapas materiałów redukujących szkody. Jedzenia dla naszych klientów mamy całkiem sporo, a to także za sprawą paru restauracji z Kazimierza, które obecnie sprzedają posiłki w wersji na wynos, a nam dają je za darmo. Podgrzane w mikrofalówce wydajemy je klientom. Nieźle wygląda współpraca z krakowską sekcją Food Not Bombs.
Na pytanie: o czym rozmawiają z klientami pracownicy krakowskiego Drop-inu odpowiada –Zwykle dopytujemy jak dają sobie radę, z czym mają największe problemy i w czym moglibyśmy im pomóc. Każdy ma wiele pytań, a my informujemy ich o działającej infrastrukturze pomocowej: gdzie można przenocować, wykąpać się czy zjeść. Na okrągło uaktualniamy te informacje, ponieważ wszystko dość szybko się zmienia. Klienci się skarżą – bar mleczny, który jeszcze wczoraj wydawał posiłki, od dzisiaj jest zamknięty na głucho.
Są klienci, którzy przychodzą codziennie. Dla nich Drop-in to jedyne obecnie miejsce, gdzie mogą chwilę porozmawiać i poczuć się jakby nie było tego koszmaru z epidemią.
Czy się boimy o siebie? Pewnie, że tak. Ale bez przesady, tutaj mamy poczucie kontroli nad przebiegiem kontaktów z klientami. Ograniczyliśmy liczbę pracowników i wolontariuszy, stażyści muszą poczekać na lepsze dni – mówi Grzegorz Wodowski.