Newsweek. MONAR dał mi drugie życie
W internetowym wydaniu Newsweeka znalazło się świadectwo jednego z byłych pacjentów MONARU, który opowiada o swojej walce z narkotykowym nałogiem. – Próbowałem leczyć się w poradni. Przez pewien czas byłem na metadonie. Poradnia nie była w stanie mi pomóc. Nikt nie pomógł rozwiązać mi moich problemów: moi rodzice już nie żyli, nie miałem gdzie mieszkać, nie miałem za co żyć – wspomina Jerzy, który wrócił do społeczeństwa dzięki terapii w ośrodku MONARU.
– W 2004 roku, po kolejnym konflikcie z prawem, miałem już dość. Byłem fizycznie zniszczony, na mojej lewej nodze zrobiła się paskudna rana od podawania narkotyków, która zaczęła gnić i za sprawą której coraz trudniej było mi się poruszać. Mieszkałem na dworcu we Wrocławiu. Myślałem, że to już koniec, że za chwilę umrę. Podszedł do mnie strażnik miejski, który znał mnie z widzenia. Zapytał, czy nie chciałbym pomocy. Powiedziałem, że chciałbym, ale jestem zbyt słaby żeby sobie pomóc. Zaproponował mi pobyt w ośrodku Monaru. To były Milejowice koło Wrocławia. (…)
Wiedziałem, że nie chcę wracać do swojego miejsca zamieszkania. Nie miałem już nikogo z bliskich. Monar dał mi drugie życie. Wszedłem intensywnie w terapię. Zacząłem systematycznie chodzić na siłownię, ćwiczę do tej pory. Zrobiłem wiele kursów zawodowych m.in. spawalnicze. Zrobiłem też prawo jazdy wszystkich kategorii (…).
Poradnie, substytucja, leczenie stacjonarne – to wszystko jest bardzo potrzebne. Ludzie są na różnych etapach uzależnienia, potrzebują różnego wsparcie, niektórzy nie mają go w ogóle. Kiedy ja trafiłem do poradni, to ta poradnia, mimo najszczerszych chęci, nie była w stanie mi pomóc. Byłem bezdomny, bez środków do życia, bez wiary w siebie, bez żadnej motywacji, bez niczego. Ja potrzebowałem jakiegoś ciepłego kąta, miejsca na ziemi, żeby zacząć odbudowywać od podstaw swoje życie. W poradni o 15 zamykali drzwi i musiałem wracać na ulicę, a tam była już tylko ogromna samotność i narkotyki – mój lek na ból egzystencji.
Przeczytaj cały tekst w Newsweeku